W sobotnie południe ruch na polskich drogach spowolnił się do żółwiego tempa. Wszystko za sprawą znacznej części społeczeństwa, która domaga się niższych cen paliw. A od ceny paliw zależy właściwie wszystko czym się handluje, jedni zapłacą drożej za żywność, zaś inni mniej zarobią chcąc pracować np. jako taksówkarz lub przewoźnik. Ceny paliw w Polsce sięgnęły już granicy dostępności, dla zwykłego pracującego człowieka (nie zaliczając prezesów i biznesmenów, ich stać). Drożeje wszystko od pieczywa po elektronikę, jedyne co tanieje to chyba samochody, na których utrzymanie powoli przestaje być stać polskich kierowców.
Dlatego kierowcy wyjechali na ulice i protestowali. W Krakowie zablokowali jedną ze stacji BP, sparaliżowali ruch na al. 29 Listopada (krajowa 7 wylot na Warszawę) i ruszyli w kierunku Słomnik by dalej paraliżować drogę. Inni jeżdżąc w koło ronda przy Krakowskim Porcie Lotniczym blokowali ruch dojazdowy do lotniska.
Jeszcze większe sukcesy w utrudnieniach odnieśli by gdyby protestowali w dni pracujące lub w jutrzejsza niedzielę kiedy kończą się ferie, szczególnie te pod Tatrami. A tak było w Krakowie.
Tankowanie za niecałe 1 zł.